Maria Braun

  1. pl
  2. en
  1. pl
  2. en
15 lipca 2025

Mazury południowe na wiosłach - co się zmieniło?

Mazury z innej perspektywy

 

Pogoda w tym sezonie zachowuje się jak rozkapryszony artysta — trudno przewidzieć, co wymyśli następnego dnia. Do tego poziom wody w rzekach woła o komentarz… więc postanowiłam zmienić kierunek i pojechać tam, gdzie wody na razie jeszcze nie brakuje. Na pięć dni uciekłam na Mazury — w rejony, które znam „na pamięć”. W dzieciństwie spędzałam tu co lato dwa tygodnie z rodzicami na żaglach, więc mam to miejsce w ciele i w mięśniach — wiem, jak pachnie las po deszczu, jak brzmią wanty odbijające się o maszt i jak smakuje herbata przy ognisku.

Tym razem jednak to nie była wyprawa żeglarska, tylko praca zdalna połączona z kilkugodzinnym wiosłowaniem każdego dnia. Idealny balans — kilka godzin ruchu, kilka godzin pracy, czyli całkiem niezłe połączenie.

Czy Mazury to raj dla wioślarzy?

Nie do końca. A raczej — to zależy, czego się szuka. Dla mnie Mazury są wciąż piękne i bliskie, trzy godziny autem od domu, z wystarczającą ilością wody, żeby nie martwić się o zniszczenie sprzętu. Ale ilość skuterów wodnych i motorówek śmigających z prędkościami rodem z F1 potrafi skutecznie zabić nastrój kontemplacji. Startowałam na Bełdanach, koło Guzianki. Potem przez Mikołajki do Rynu, dalej kanałami na Jagodne i Boczne. Na Niegocin już nie wpłynęłam — burze i wiatr zrobiły swoje. Pogoda była typowo „żeglarska”, czyli dla wioślarza… średnio przyjazna.

Kiedy został mi jeszcze jeden dzień, przeszłam przez nową Guziankę i popłynęłam na jezioro Nidzkie. Tam, za linią wysokiego napięcia, zaczyna się strefa ciszy — przynajmniej w teorii. Bo w praktyce, zawsze znajdzie się kilku odważnych motorowodniaków, którzy uznają, że cisza to pojęcie względne. Smutne to, ale cóż — płynę sama, więc rozsądek zwyciężył nad chęcią wygłaszania uwag.

Jezioro Nidzkie – podróż w czasie

Warto było tam dotrzeć. Na Zamordejach wciąż działają dwa pola namiotowe, na których czas zatrzymał się dobre dwie dekady temu — i to jest ich największy urok. Dalej, za Zamordejami, jezioro zwęża się, robi spokojniejsze, bardziej kameralne. Dla wioślarza to czysta przyjemność — rytmiczne uderzenia wioseł, zapach wody i żadnego hałasu. Gdybym miała komuś doradzić trasę, powiedziałabym wprost: jedźcie od razu na Nidzkie. Nie ma sensu pchać się na główne szlaki, jeśli marzycie o spokoju.

Co się zmieniło przez te lata?

Wracając w miejsca z dzieciństwa, zawsze porównuję obrazy z pamięci z tym, co widzę dziś. I tak — zmieniło się sporo:

  • Zdecydowanie przybyło jednostek motorowodnych, a żaglówek ubyło.

  • Zmniejszyła się znajomość przepisów i wodnego savoir-vivre’u. 

  • Poziom wody wyraźnie spadł – kiedyś dało się podpłynąć niemal do trawiastego brzegu, dziś zostaje przed nią jeszcze metr czy dwa piachu.

  • Kanały odnowiono – betonowe brzegi kanałów - pierwsza klasa, aż chciałoby się sprawdzić, czy dałoby się po nim ciągnąć łódź, jak dawni burłacy!

 

Wnioski?

Mimo tych wszystkich obserwacji — cudownie było znowu tam być. Mazury wciąż mają w sobie coś, co przyciąga, nawet jeśli dziś są trochę głośniejsze i bardziej zatłoczone. To była wyprawa sentymentalna, odświeżająca i zaskakująco produktywna. Czasem naprawdę warto wrócić do miejsc, które znamy z dzieciństwa — ale już z dorosłą perspektywą. Bo wtedy widzi się nie tylko to, co się zmieniło, ale też to, co w nas pozostało takie samo.

Adres

ul. Złota 11
00-123 Warszawa

Kontakt

kontakt@mariabraun.pl

+ 48 697 993 960

Menu

Śledź nas

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.