16 września 2020

Wisła - 2019-2020

Marzeniem wielu wodniaków jest przepłynięcie Królowej polskich rzek - Wisły. Od zerowego kilometra, aż do ujścia do morza. Wychowałam się w mieście nad Wisłą, w Toruniu, ale w tamtych czasach, w latach 80 i 90tych po Wiśle pływali jedynie zawodnicy - wioślarze. Czasami jakieś jachty, ale naprawdę rzadko. Dla zwykłego mieszkańca Wisła oznaczała spacery nad jej brzegami, wagary szkolne, ale nie kojarzyła się z akwenem do uprawiania sportów. Jak tylko zaczęłam wiosłować, czyli tuż po 40tce, obudziło się we mnie marzenie o przepłynięciu całej Wisły. 

Był 2019 rok. Miałam wówczas do dyspozycji jedynie starego skiffa Pirsch'a z 1987 roku. Bardzo fajna łódka, kiedyś regatowa, natomiast jest to łódka sportowa. A więc bardzo smukła i szybka, ale kompletnie nie nadawała się do zapakowania sprzętu biwakowego. Zabranie ubrań na zmianę, telefonu i bidonu to była maksimum co dało się włożyć na tę łódkę. 

Całą Wisłę przepłynęłam w 13 dni, etapami. Niekoniecznie po kolei, ale wszystkie odcinki złożyły się w całą długość Wisły.
 
Szczegółowy kilometraż Wisły można znaleźć tutaj.
A aktualny poziom rzek w Polsce sprawdzam zawsze tutaj.
 
Kilometr zero Wisły znajduje się w miejscu gdzie Przemsza wpada do Wisły, czyli ok 5 km na północ od Oświęcimia. Tu zaczyna się szlak żeglowny. Zejścia do wody trzeba było szukać w krzakach. Nie jest to w żaden sposób charakterystyczne miejsce. Dzikie chaszcze, wysokie wały przeciwpowodziowe i tabliczka z zerowym kilometrem na środku, dokładnie na połączeniu rzek! Wisła jest tu bardzo wąska i płynie w wąwozie. Nie za dużo widać naokoło. Po wale przeciwpowodziowym przemieszczają się rowerzyści, bo wzdłuż Wisły na tym odcinku jest dobra ścieżka rowerowa. Po tej ścieżce jechał też mój mąż Krzysztof i asystował mi na odcinku krakowskim. Do śluzy Przewóz płynęłam więc pustą, lekką łódką, bez ekwipunku turystycznego.
 
Pierwszy odcinek Wisły jest skanalizowany i znajduje się na nim sześć śluz, tzw. Kaskada Górnej Wisły. Cztery stopnie wodne znajdują się przed Krakowem, a dwa za Krakowem.  Pierwszego dnia udało mi się przepłynąć przez pierwsze 4 śluzy. Ponieważ ruch na tym odcinku jest znikomy, śluzowi sami przekazują sobie informację o płynącej jednostce i kolejne śluzy są gotowe na w miarę płynne prześluzowanie.
Gładko i sprawnie przepłynęłam przez śluzy na stopniu wodnym Dwory, Smolice i Łączany. Gdy dopłynęłam do Tyńca okazało się, że w Krakowie odbywały się zawody kajakarskie i szlak jest zamknięty. Tam też spotkałam się z Krzyśkiem, który przyjechał do mnie na rowerze. Ponieważ śluza Kościuszko nie śluzowała z powodu zamkniętego dalej szlaku, w Tyńcu czekał nas kilkugodzinny postój. Upał był koszmarny, więc spaliśmy w cieniu drzew. Gdy pod wieczór udało mi się prześluzować, do Krakowa dopłynęłam już po ciemku. Musieliśmy znaleźć nocleg w krakowskim hoteliku, bo zrobiło się kompletnie ciemno.
Następnego dnia wystartowałam pod Wawelem. Znalezienie miejsca do wodowania było nie lada wyzwaniem, ponieważ znów szlak wodny był zamknięty, z powodu kolejnego dnia zawodów. Brzegi Wisły w Krakowie są z obu stron obetonowane. W końcu znalazłam mało przyjazne miejsce, ale jakoś wystartowałam. Padał deszcz. Było wcześnie rano, więc statków wycieczkowych jeszcze nie było, natomiast obetonowane brzegi powodują, że gdy przepłynie jakikolwiek statek, na wodzie robi się spora fala, która odbija się od brzegów. 
Za Krakowem czekała mnie jeszcze śluza Dąbie i Przewóz. Na odcinku od Tyńca do śluzy Przewóz ruch turystyczny na wodzie jest zdecydowanie większy. Spotkałam kilka łódek, które pływały lokalnie, na kilkukilometrowym odcinku.
 
Śluza Przewóz zgodnie z przewidywaniami, nie miała wystarczającej ilości wody za progiem, więc śluzowanie nie było możliwe. Śluzowy powiedział mi że gdybym przypłynęła 20 minut wcześniej to udałoby mi się przepłynąć. Ale w momencie gdy przypłynęłam było już za mało wody. Woda za śluzą była poniżej progu, więc nie było jak wypłynąć. I tak przez prawie cały rok. Poziom wody za progiem śluzy Przewóz jest niższy niż próg w śluzie, więc przez większość roku, nie da się z tej śluzy wypłynąć. No nic. Konieczna była przenoska. Na szczęście śluzowy był pomocny. Za śluzą załadowałam cały mój sprzęt kempingowy, żeby przetrwać kolejne 3,5 dnia bez mojego wspaniałego supportu Krzyśka. Na łódkę zapakowałam cały sprzęt kempingowy, zapasa jedzenia i wody i wyruszyłam w dalszą podróż. To miały być moje pierwsze dni ze spaniem w pojedynkę na dziko. Takiego podróżowania też trzeba się nauczyć i nabrać w tym wprawy.  :-)
Rzeka nadal była bardzo wąska. Brzegi wysokie, niedostępne. 
Na 119. km Wisły czekała moc wrażeń. Na szczęście tuż przed wyjazdem koleżanka ostrzegła mnie, że jest takie niebezpieczne miejsce na drodze i że trzeba naprawdę uważać. Jest tam duże bystrze, z ogromnym kamieniem na środku. Przepłynięcie kosztowało mnie trochę stresu, jest to szczególnie trudne, ponieważ na łódce wioślarskiej płynie się tyłem. Ale udało się przepłynąć przez bystrze bez wywrotki i szkód! 
Znalezienie pierwszego noclegu za Krakowem dostarczyło mi również dużo emocji. Właściwie do tradycji już należy, że pierwszy nocleg w czasie spływu dostarcza emocji i trudności. Przez dziesiątki kilometrów brzegi były wysokie, niedostępne. W końcu namiot rozbiłam na mini plaży, jedynej jaką spotkałam przed zmierzchem, więc nie mogłam wybrzydzać. Niestety na plaży widać  było ślady quadów, więc trochę się obawiałam, żeby nikt mnie nie przejechał w czasie noclegu. Nie spałam tej nocy spokojnie, szczególne że była to moja pierwsza w życiu noc spędzona w pojedynkę na dziko. 
Pobudka jak zwykle o 6 rano, kawa, składanie namiotu, pakowanie łódki. Te wszystkie czynności zabierają mi od 1,5 do 2 godzin. Próbuję zebrać się szybciej, ale słabo mi się to udaje.
 
Na 223. km Wisły znajduje się Elektrownia Połaniec. Byłam dobrze przygotowana, miałam telefony na wszystkie śluzy i do Elektrowni. Zadzwoniłam do dyżurnego od przeprawy przy Elektrowni Połaniec, ale wyjaśnił mi, że co prawda widzi mnie na kamerach, ale i tak nie jest w stanie mi pomóc przy przenosce, bo nie ma łódki, a znajduje się po drugiej stronie rzeki. Miejsce do przybijania łódek i kajaków nie było oznakowane, ale panowie widząc mnie w kamerach, pokierowali mnie przez telefon i powiedzieli gdzie dokładnie mam się zatrzymać i przenieść. Z pomocą przybyli wędkarze. Zaproponowali, żebym przeniosła tylko najważniejszy dobytek i wiosła, a oni spuścili moją łódkę z progu (małego) delikatnie na cumach. Można uznać, że przeprawa przez Elektrownię poszła sprawnie.
 
Nocleg wypadł mi kilka kilometrów za elektrownią. Zawsze przed rozłożeniem namiotu sprawdzam jak jest poziom rzeki i czy jest prognoza na spadek i czy wzrost poziomu wody. I tym razem to zrobiłam. Gdy przebudziłam się o 5 nad ranem, rzeka znajdowała się ok 2 m od mojego namiotu, a łódka stała na wózku, ale już w wodzie. Tego dnia szybko się zebrałam, bez żadnego ociągania!  No nic, zrzutu wody z elektrowni nie da się przewidzieć. Na szczęście nic się nie stało.
 
269. km Wisły, na lewym brzegu znajduje się Sandomierz. Wzdłuż Wisły cumują statki wycieczkowe, a ja wpłynęłam do portu OSiR. Porządna marina z pomostami i wypożyczalnią kajaków. Zostawiłam tam łódkę, zabrałam ze sobą najcenniejszy bagaż i wybrałam się na zwiedzanie.  Na rynku zjadłam obiad, pospacerowałam po starówce, zrobiłam niezbędne zakupy i popłynęłam dalej. 
 
Przez Kazimierz Dolny i Puławy przepłynęłam bez zatrzymywania się. Spieszyło mi się. Z Dęblina miał mnie odebrać Krzysiek, bo czas mojej wyprawy się kończył. Zostawiłam zwiedzanie Kazimierza na kolejny wypad.
Odcinek z Dęblina do Warszawy pokonałam wraz z klubowym spływem TWDW. Byliśmy większą ekipą, więc było wesoło. Trzeba przyznać, że płynięcie w grupie to zupełnie inny rodzaj wyprawy, niż samotne płynięcie. Każda z tych opcji ma swoje plusy i minusy. Przede wszystkim trudno jest zgrać grupę ludzi, którzy chcą i mogą płynąć w tym samym terminie, tę samą trasę i z tym samym obciążeniem kilometrowym. Nawet mi samej w pojedynkę trudno jest zaplanować wyjazd, a co dopiero w grupie. 
 
Wisła, pomimo tego że wiele osób chciałby ja przepłynąć w sferze marzeń, nadal pozostaje rzeką dla samotników. Na całej trasie od Oświęcimia do Warszawy spotkałam 3 ekipy wodniaków. Jeśli szukasz więc odludnych miejsc, Wisła z całą pewnością jest takim miejscem :-)
 
Na odcinku pomiędzy Dęblinem, a Warszawą, na 426. km znajduje się Elektrownia Kozienice i słynny próg na Wiśle. Płynęłam tamtędy dwa razy i za każdym razem emocji nie brakowało. Jest to samowola budowlana, która miała być rozebrana po 5 latach, ale czas ten minął, a próg jak stoi tak stał. Miejsce niebezpiecznie dla wodniaków. Znaki na wodzie pojawiają się bardzo późno pomost do przenoski jest tuż przy progu, więc jeśli się dobrze nie wymierzy, albo nurt jest silny, to łatwo o wypadek i spadnięcie z progu. Moja metoda na ten próg jest taka, że ze sporym wyprzedzeniem dzwonię do Elektrowni i zapowiadam, że płynę sama i potrzebuję pomocy. Tak celuję czasowo, żeby panowie do pomocy byli już na miejscu w momencie gdy podpływam do pomostu. Gdy tam ostatnio byłam, woda była dość wysoka i silny nurt próbował mnie zepchnąć z pomostu na próg. Pomoc pracowników elektrowni była nieodzowna. Trzeba przyznać, że gdy proszę o pomoc, to ją otrzymuję i dotyczy to nie tylko Elektrowni, ale ogólnie moich podróży. 
Wisłę od Warszawy do Gdańska pokonałam kilka razy, na różne sposoby, ale pierwsze podboje Wisły wykonywałam za regatowym skiffie dziennymi odcinkami, śpiąc pod dachem, a nie w namiocie. Tak jak wcześniej wspomniałam, nie da się na regatową łódkę zabrać namiotu.
 
Odcinek warszawski Wisły to z jednej strony ciekawy widok na Starówkę, z drugiej strony to odcinek wymagający skupienia. Duża ilość mostów oraz wiry za mostami, powodują, że trzeba się dobrze rozglądać. W centrum miasta jest też ruch innych jednostek na wodzie, a pomimo ustawionych bojek, można się zawsze spodziewać niespodzianek w postaci wystających na środku wody patyków. W zależności od lat, bywa również, że odbywają się remonty mostów, albo budowa kładki pieszej, oraz wiążące się z tym larseny, albo barki stojące w poprzek rzeki. 
 
Za mostem Gdańskim, na wysokości niegdysiejszego klubu Spójnia znajduje się bystrze z kamieniami. Trzeba przez nie płynąć zgodnie ze szlakiem. Przepłynęłam tamtędy nawet przy stanie wody na Bulwarach wynoszącym 46 cm, ale gdy wpływa się w tamto miejsce, jest wrażenie, że można utknąć. Jeśli płynie się szlakiem to trzeba na wiarę wziąć, że jest to po prostu duże zafalowanie, a nie kamienie. Chociaż przecież z czegoś się to zafalowanie bierze...
Za mostem Północnym również trzeba uważać na sporą ilość kamieni, które zależnie od poziomu wody wystają bardziej lub mniej. 
Pierwsze miejsce, gdzie można zatrzymać się na odpoczynek, to wyspa ok 15 -17 km od Mostu Łazienkowskiego. Czasami spotykałam tam też rozbite namioty, więc faktycznie jest to pierwsze miejsce gdzie można się zatrzymać za Warszawą na nocleg. Jest to wyspa za linią wysokiego napięcia.
 
po ok 38-40 km od Mostu Łazienkowego dopływa się do Modlina - do starego Spichlerza oraz do Twierdzy. Przy niskiej wodzie można się zatrzymać na cyplu przy Spichlerzu. Ale często gdy tamtędy przepływałam cypel był cały w wodzie. Gdyście chcieli płynąć z górę Narwią, ważne jest, żeby spichlerz okrążyć za czerwoną boją, ponieważ przed boją jest właśnie wspomniany cypel, który często jest niewidoczny i może spowodować uszkodzenia łodzi.
 
Kolejny przystanek to Czerwińsk nad Wisłą. Tę miejscowość zwiedziłam dopiero jak po raz trzeci przepływałam tę trasę. Warto tam wstąpić, ponieważ w ciekawy sposób jest tam opisana przeprawa przez Wisłę zorganizowana przez Władysława Jagiełłę na łodziach typu łyżwa. Dziś taką przeprawę nazwano by pontonową, a wówczas były to ułożone obok siebie łyżwy (typ łodzi), które pozwoliły przerzuć wojsko przez Wisłę. Miało to wpływ na losy Bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku.
W Czerwińsku przespacerowałam się po klasztorze i uderzył mnie kontrast pomiędzy obejściem klasztoru, a sąsiadującymi uliczkami - z opuszczonymi domami i kocimi łbami na drodze. W pobliżu klasztoru znajduje się również miejsce, które kiedyś było zapewne rynkiem, z pozostałościami po ratuszu. Widać, że jakiś czas temu ktoś próbował wyremontować ten skwer, natomiast widać wyraźnie, że centrum miasta przeniosło się gdzie indziej. Oprócz kocich łbów, koło budynków przechadzają się kury. 
 
Około 100 km od Warszawy, czyli na około 610. km, na lewym brzegu Wisły warto zatrzymać się i wybrać się na zwiedzanie Skansenu Osadnictwa Nadwiślańskiego w Wiączeminie Polskim. Jest tam dobre miejsce do zacumowania łódek (na dziko), a skansen znajduje się około 20 minut pieszo od wody. 
 
Punktem obowiązkowym zwiedzania powinien być Płock. Młodszym wodniakom polecam zoo,  a wszystkim bardzo polecam wejście na wzgórze Tumskie. Widoki na Wisłę są stamtąd niepowtarzalne! 
 
Kolejny etap wiślanej przygody to przepłynięcie Zalewu Włocławskiego. Płynęłam tamtędy 3 razy i trzeba przyznać, że miałam sporo szczęścia - woda była za każdym razem idealnie płaska, a zalew może się naprawdę mocno rozkołysać. Płynięcie przez Zalew to chyba najnudniejszy odcinek Wisły. Zaporę widać z daleka, a dopłynięcie do niej zajmuje dużo czasu. Rzeka jest na tym fragmencie pozbawiona nurtu, więc kilometry się dłużą. Na trasie na lewym brzegu można stanąć w Nowym Duninowie. Jest tam port, a w jego obrębie również część piaszczysta, więc można swobodnie przybić kajakiem, albo łódką wioślarską. Na miejscu jest restauracja i można też rozbić namiot. Do Śluzy we Włocławku jest jeszcze stamtąd 26 km, a te kilometry bardzo się dłużą. 15 km przed stopniem wodnym wydaje się, że to już będzie za chwilę...
W końcu dopływa się do Śluzy, która standardowo śluzuje 5 razy na dobę: o 8, 11, 14, 17 i 20tej. Zdarzyło mi się raz ostro wiosłować i przypłynąć o 19:53! Przed śluzą po lewej stronie jest pomost i slip. W głębi jest Przystań Na Zalewie Włocławskim, w której znajdują się sanitariaty, z który można skorzystać. Generalnie należy założyć, że trzeba się prześluzować i nie należy rozważać przenosek. Ewentualna przenoska to około 3 km marszu. Śluza w założeniu ma 12 m różnicy poziomów, ale ponieważ poziom wody przez lata się obniżał, to teraz często różnica wynosi 14m. 
Od śluzy do przystani we Włocławku są 3 km. Przystań nad Wisłą we Włocławku wita okazałą, nowoczesną budowlą. Przystań jest nowa i zadbana. Są tam sanitariaty i restauracja. Mieści się tam siedziba Włocławskiego Towarzystwa Wioślarskiego oraz OSiR. Przed budynkiem jest duży parking.
W Włocławka do Torunia jest ok 55 km. Po drodze, ok 10 km od Włocławka też trzeba uważać, jest sporo kamieni. Wisła od Włocławka jest uregulowana, to zupełnie inna rzeka niż na wcześniejszym odcinku. Poziom wody zależy nie tylko od opadów, ale również od tego ile wody puści w dół elektrownia we Włocławku. Nie oznacza to, że nie ma na tym odcinku łach. Łachy można spotkać  na całej Wiśle, bez wyjątku! Do Torunia droga wiedzie w miarę gładko. Po prawej stronie, ok 15 km od Włocławka znajdują ruiny XIV w. zamku obronnego w Bobrownikach. Po lewej stronie, 33 km przed Toruniem, na lewym brzegu znajduje się Nieszawa oraz prom przez Wisłę. Jest tam slip, do którego można dobić. 8 km przed Toruniem, na prawym brzegu Wisły, przy ujściu Drwęcy widać ruiny zamku. O historii tego zamku nie da się za dużo przeczytać w internecie. 
W końcu na horyzoncie pojawia się Toruń. 
Zauważyłam, że w wielu miastach leżących nad rzekami, to co najpierw widać z wody to blokowiska z PRL. I tak jest w Toruniu, Grudziądzu, albo w Gorzowie Wielkopolskim nad Wartą. Najpierw widać tylko wieżowce, które nieco szpecą panoramę, a dopiero później dopływa się do przepięknej starówki. 
O starówce w Toruniu długo można by pisać! Jest po prostu przepiękna i dech zapiera w piersiach. Przystań miejska, gdzie mieści się m.in Klub Wioślarski AZS, znajduje się na prawym brzegu, za mostem drogowym, już po minięciu starówki.
Za Toruniem, ok. 10 km, po prawej stronie wśród drzew pobłyskuje w słońcu kopuła kościoła i szkoły o. T. Rydzyka. Dawniej, w czasach mojego dzieciństwa, w tym miejscu znajdowały się jachtkluby największych toruńskich zakładów. Był jachtklub Elana Toruń, Towimor i inne. Port Drzewny jest odnogą Wisły, czy dzisiaj da się wypłynąć stamtąd na Wisłę? tego nie wiem, ale 40 lat temu na pewno jachty tamtędy wypływały. Ciekawostką jest też stary tor wioślarski, który się tam znajdował. Był to tor na 1000m, z zaznaczonymi numerami torów oraz wieżyczką sędziowską. W czasie gdy byłam dzieckiem nie odbywały się tam już zawody wioślarskie, natomiast numery torów i wieżyczka nadal tam były. 
Kolejnymi miejscowościami jest Solec Kujawski, a następnie Fordon. Wszystko po lewej stronie rzeki. Tuż przed Fordonem jest Śluza na Brdyujściu. 
 
Dalej płynąc w dół rzeki mija się Chelmno po prawej, Świecie po lewej z ujściem Wdy, Grudziądz po prawej, Nowe po lewej, Gniew po lewej, Śluza w Białej Górze (naprawdę warto się zatrzymać i obejrzeć, sama śluza jest piękna, a ze wzgórza roztaczają się wspaniałe widoki. Potem Tczew po lewej i powoli kończy się nurt w Wiśle. Rzeka płynie coraz wolniej...
Po prawej stronie jest śluza Gdańska Głowa, która prowadzi na Szkarpawę i Pętlę Żuławską. Stamtąd można płynąć Szkarpawą na Zalew Wiślany, albo do Elbląga, albo skręcić na Nogat i do Malborka.
Płynąc dalej Wisłą po lewej stronie znajduje się śluza Przegalina, przez którą prosta droga już do Gdańska i dalej do Westerplatte. 
Od Przegaliny do ujścia Wisły do morza jest już tylko 5 km. Wcześniej jeszcze mija się prom Świbno - Mikoszewo. 
A przy ujściu Wisły, jeśli pogoda jest sprzyjająca, warto wypłynąć ok 500 m w morze i obejrzeć Mewią Łachę, na której stacjonują dziesiątki fok. 
 
 
 
 
 

 

Adres

ul. Złota 11
00-123 Warszawa

Kontakt

kontakt@mariabraun.pl

+ 48 697 993 960

Menu

Śledź nas

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.